niedziela, 16 marca 2014

Both Sides of HERMAN's HERMITS



I need this job and I need it bad
That’s why I keep myself from getting mad

Both Sides of Herman’s Hermits
HERMAN’S HERMITS
1966

gatunek: pop, pop-rock
najlepszy numer: The Man With the Cigar
best moments: pre-psychodeliczna zwrotka Man w/the Cigar i nieudana próba drugiego głosu w końcówce Mrs ‘Awkins



(US)

This Door Swings Both Ways * Bus Stop * For Love * L’Autre Jour * Dial My Number * The Future Mrs. ‘Awkins * Oh Mr. Porter * The Man With The Cigar * Two Lovely Black Eyes * My Reservation’s Been Confirmed * My Old Dutch
*** i ¼

(UK)
Little Boy Sad * Story of My Life * My Reservation’s Been Confirmed * Bus Stop * For Love * Where Were You When I Needed You * All the Things I Do For You Baby * My Reservation’s Been Confirmed * Leaning On a Lamp Post * Dial My Number * Oo-Ee Baby * Je Suis Anglais (L’Autre Jour) * Listen People
***

Tym razem to zdecydowanie wersja amerykańska (wydana parę miesięcy wcześniej niż brytyjska) wydaje się kluczowa, nieco paradoksalnie, bo jest nierówna i miejscami bardziej niestrawna niż jej gładziutki odpowiednik z Anglii. O ile jednak wersja rodzima jest po prostu kolejnym niezobowiązującym produktem, daleko pod względem ważności za kolejnymi wydawanymi przez zespół singlami, album amerykański nosi znamiona jakiegoś większego planu, pomysłu na płytę, jednym słowem: artyz… powiedzmy może: pomyślunku.

Już pierwszy utwór mówi dużo o całości: everyone’s life is bitter-sweet… Rozpięty między grafomanią i jakimiś tam ambicjami na coś więcej niż kolejny tekścik o miłości (Peter Noone był tą pseudo-szekspiriadą mocno zniesmaczony, czemu dał wyraz w telewizyjnym „klipie”) w kolejnych zwrotkach rozwiesza coraz to nowe dychotomie polukrowane coraz to bardziej misternymi nakładkami wokalnymi. Let’s in earth and sky… czyli po prostu przemieszajmy między sobą utwory z dwóch biegunów pop, które do tej pory zespół Herman’s Hermits reprezentował na singlach: w miarę poważnego „rockowego/beatowego” i  wesołkowato-„musicalowego”, a puste miejsce w środku wypełnijmy na wskroś popowym śpiewem Hermana.

W dwóch przypadkach przy słowie „rockowe” można nawet opuścić nawias. Co ciekawe, chodzi tu o obie piosenki autorskie. My Reservation’s Been Confirmed zaskakuje do cna rozkręconym fuzzem, któremu kontrę daje pianino nieco w stylu boogie (brzmi to jak Nicky Hopkins, z kim on zresztą nie grał…) O dziwo, to schizofreniczne połączenie zupełnie nieźle wypada pod harmoniami chłopaków i nie ma tu mowy o żadnym „rocku dla ubogich”, przytomna realizacja maskuje brak rhythm-and-bluesowych referencji Hermitsów, a może właśnie o ich przypomina – przecież nie był to sztucznie uformowany boy band, tylko zespół odkryty na scenie w Cavern. Jeszcze ciekawszy jest For Love, który nieco przypomina mi genialne What You’re Doing swoim uporczywym rytmem i zupełnie niepopową melodią zwrotki, a jeszcze w wyciszeniu dostajemy zmianę metrum a la She Said She Said (płyty zostały wydane w tym samym miesiącu, więc nie ma tu mowy o bezmyślnym kopiowaniu).

Inne utwory „na serio” nie mają już tego rockowego nerwu, niektóre z nich stanowią za to wzorowo przeprowadzone klejnociki „środkowej szeździesiony”. O ile Dial My Number to po prostu robaczek, który przyjemnie wrzyna się w mózg i chodzi po głowie cały dzień, o tyle The Man with the Cigar, mimo kolejnej zaraźliwej melodii opartej na opadzie o cały ton (taki trick popowych songwriterów, niemal tak samo powszechny jak użycie triady bluesowej) porusza mniej sztampowy temat, który – wraz z nieco zamuloną, drone’owatą aranżacją – wręcz popycha utwór w stronę psychodelii.

Niestety w tym miejscu nakreślona przez mnie nadrzędna struktura albumu nieco się chwieje. Po pierwsze, dwie piosenki nie do końca stoją po którejś z wyżej rozpisanych stron. Piosenkę po francusku przed kompromitacją spowodowaną przez przesadzoną interpretację Petera w zwrotce ratuje kolejny zaraźliwy refren, z kolei utwór Bus Stop, olśniewający w wykonaniu The Hollies, jest tu wykonany tak niemrawo i tak słodkawo, że wracają ślamazarne koszmary z debiutu, dobrze że jakiś anioł uratował utwór przed melorecytacją. Wypełniając swoje posłannictwo subiektywistyczne śpieszę jednak donieść, że recenzent portalu Allmusic uważa coś zupełnie odwrotnego. Jak by jednak nie było, te dwie piosenki nie mieszczą się jasno w słodko-gorzkim czy biało-czarnym podziale i w sumie można by tu mówić o „trzeciej”, najgorszej, „stronie Herman’s Hermits”.

A to jeszcze nie koniec gorzkości. Na amerykańskiej płycie mamy cztery utwory w starym stylu (w Anglii zespół nie chciał powielać patentów Mrs Brown i Henry’ego z obawy przed kompromitacją w oczach rodzimej publiki) i niestety najlepsza rzecz jaką można o nich powiedzieć, to to że dają świetny kontrast dla utkniętych między nie Cigar i Reservation. Problem polega bowiem na tym, że w odróżnieniu od wcześniejszych odgrzanych przez zespół staroci, tu… nie ma żadnego grzania. Pozbawione jakiegokolwiek „ubeatowienia” wykonania te przypominają raczej „śpiewnik domowy” niż Brytyjską Inwazję, a słodki głosik Hermana chyba nie do końca tu żre. Dwie najżwawsze piosenki z najfajniejszymi melodiami (Mrs ‘Awkins i Porter) wypadają w miarę uroczo, przydługa Two Lovely Black Eyes niestety zupełnie nie i po całej czwórce zostaje mi poczucie pewnego zmęczenia. Na pocieszenie można by powiedzieć, że Herman’s Hermits byli w pewnym sensie pionierami otwarcia się muzyki pop na wpływy wodewilowe. Równolegle takie próby podejmował Ray Davies, ale jemu poszło znacznie lepiej – po pierwsze te wpływy miały o wiele większe uzasadnienie stylistyczne zważywszy na tematykę tekstów, po drugie – nie porzucił do końca pop-rockowych barw w swojej palecie. Herman’s Hermits ewidentnie za to przedobrzyli i zmarnowali fajny pomysł na potencjalnie pamiętną płytę.

Niemniej za próbę odświeżenia stylistyki, dwie udane autorskie piosenki i kroczek w przyszłość – szacunek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Autor zastrzega sobie możliwość usuwania komentarzy wulgarnych lub niemerytorycznych w trybie natychmiastowym