Bo młodość twa chyba dobre strony miała też
Gdy skończysz wiek młody
(nagrania archiwalne z lat 1966-1968)
SKALDOWIE
SKALDOWIE
2016
gatunek: big beat, piosenka poetycka, pop, baroque pop
najlepsze numery: Niepotrzebne słowa i Borsuki już śpią
najlepsze momenty: wszystkie harmonie wokalne
Gdy skończysz wiek młody * Niepotrzebne słowa * Daleka pustynia * Tylko mgła * Milcząca dziewczyna * Upał na plaży * Wiązanka tematów z filmu "cierpkie głogi" * Ja cię kocham, a ty śpisz * Borsuki już śpią * Powołanie do wojska * Ballada przekorna * Zielone oczy Anny * Las ułożył tę piosenkę * A wójta się nie bójta * Mówiła, że mnie kocha ( + różne nagrania koncertowe)
* * i 1/2
(ocena umowna, bo wartość historyczna bezcenna)
Po cichu i po kątnie rozpoczynamy na Lostchordzie wątek Skaldowski, niejako od płyty "zerowej", wydanej kilka lat temu przez niezawodną firmę KAMELEON RECORDS. W momencie gdy piszę te słowa, płyta nadal jest dostępna na stronie wydawcy i chyba nie da się jej posłuchać (nawet we fragmentach) nigdzie indziej, więc walor niniejszego wpisu jest mocno sobie-a-muzyczny. Nie mogłem sobie jednak go odmówić, bo obcowanie z muzyką akurat tego zespołu jest dla mnie zawsze ujmujące, nawet jeśli chodzi o wyraźne antypody dyskografii.
Link:
Przez pierwszych 15 nagrań na płycie możemy z zapartym tchem przysłuchiwać się zarówno temu jak Skaldowie dochodzili zarówno do klasycznego składu z perkusistą Budziaszkiem i basistą Ratyńskim (ten ostatni gra tylko w ostatnim z tych nagrań) jak i powolnemu wykuwaniu się charakterystycznego stylu zespołu (chyba najbardziej "klasyczne" jest pod tym względem nagranie nr 9 - Borsuki już śpią). Na tej fascynującej drodze młodziutcy muzycy popełniają wiele błędów, zakrętasy stylistyczne bywają (niemal) żenujące, a jakość techniczna zwłaszcza pierwszych ośmiu utworów (wszystko przegłośnione i przewalone treble) nie pomaga. Na dłuższą metę - i to trzeba tu mocno podkreślić - nie ma aż tak wielkiego znaczenia, bo od pierwszych postawionych przez zespół na tej płycie muzykalność chłopaków jest n i e z a p r z e c z a l n a, a naiwne młodzieńcze interpretacje ani przez chwilę nie zaczynają tracić uroku.
Szybki rys faktograficzny. Niestety nie zachowały się mityczne nagrania dokonane przez zespół w pierwszym roku działalności, czyli 1965. Program niniejszej składanki otwierają zatem nagrania z roku 1966 (+ wspomniane Borsuki ze stycznia 1967) i moim zdaniem to one są tu najciekawsze (z wyjątkiem nudnawej wiązanki tematów filmowych). Większość z nich pochodzi z tych samych sesji radiowych, z których ułożono tracklistę debiutanckiego albumu, ale utwory nr 2 i 3 są jeszcze starsze. Po nich następują cztery piosenki żołnierskie z drugiej czy trzeciej EP-ki Skaldów i one brzmią już o wiele lepiej, ale - choć wielkiego wstydu zespołowi nie przynoszą - są oczywistym świadectwem wymagań epoki i nikt nie będzie ich zaprzęgał do kanonu. I po nich jeszcze dwie przygodne kompozycje Andrzeja Zielińskiego - żartobliwa piosenka A wójta się nie bójta i rozbuchana, soulowa Mówiła, że mnie kocha. Ta pierwsza wydaje mi się o wiele ciekawsza i w sumie szkoda, że ostatecznie stanęło na pastiszowym tekście Wojciecha Młynarskiego i zmianie perspektywy tekstu. Romantyczne batalie z czasów dawnych zmieniły się we współczesne potyczki na prowincji... Znany z nagrań koncertowych wcześniejszy tekst L.A. Moczulskiego (Ballada wędrownych rycerzy) miał swoje wady ale o wiele lepiej pasował do wytwornej muzyki.
Ale wracamy do - jak się rzekło (choć to ja rzekłem) - najciekawszych piosenek najstarszych. Co ciekawe tylko dwie z owych dziewięciu skomponował Andrzej Zieliński. I zestawienie jego pierwszych poczynań songwriterskich ze staraniami jego kolegów z zespołu (i pomocników z zewnątrz) jest tu kapitalne. Zwłaszcza otwierające album tytułowe boogie autorstwa basisty Naglickiego oraz Milcząca dziewczyna jednego z dwóch braci Kaczmarskich to bardzo porządnie napisane piosenki, wykonane z pomyślunkiem i - jak to się wtedy mówiło - z biglem. Ja uwielbiam lata 60-te i lubię do nich czasem wrócić. Ale to dopiero Niepotrzebne słowa (i w mniejszym stopniu Daleka pustynia) lidera ze swoimi nieskrywanymi inspiracjami rodem z muzyki klasycznej, nieoczekiwanymi zwrotami akcji muzycznej, mieszaniem gatunków, rozbuchaną formą i dbałością o detal wydają się - mimo oczywistych kiksów wykonawczych, momentami bolesnej naiwności i oczywiście koszmarnej realizacji - przekraczać swoją epokę i wieszczyć potężne wysokości w dalszej części kariery.
Wypada się zatem nie zgodzić ze słowami jeśli znasz pustynię Kyzył-kum/inną wybierz drogę, inny szlak... Dobrze, że Skaldowie się tam udali, nawet gdy - na pozór - w paru momentach zrobili z siebie głupków. Wielka mi rzecz, wszyscy wielcy mają na koncie potworki typu Wild Honey Pie. Zresztą nawet takie kiksy ostatecznie pozostają w pamięci dzięki swojej wyrazistości. A często na końcu pustyni czeka wielka obfitość. I w przypadku zespołu Skaldowie tak bezsprzecznie się stało.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Autor zastrzega sobie możliwość usuwania komentarzy wulgarnych lub niemerytorycznych w trybie natychmiastowym