poniedziałek, 22 stycznia 2024

BRAThANKi - Ano!

Hej matulu, matulu, gorszy Nowak od bólu.

Ano!       
BRAThANKi                                                             
              
2000

gatunek: folk pop, folk rock, pop


najlepszy numery: Gdzie ten, który powie mi i Czerwone korale
best moment: ekwilibrystyczne partie Jacka Królika i rozchwiany przytup (1'10'' oraz 2'13") w Gdzie ten, który powie mi

 Gdzie ten, który powie mi  Czerwone korale *  BRAThANKI * Heniek * Modliła się dziewczyna * Ballada o miłości, Staszku i jego bracie Marcinie * BRAThANKI w Nowym Orleanie * Siebie dam po ślubie * Jestem, jestem Nowak Rysiek * BRAThANKI na Dzikim Zachodzie * Wianek Hanki * Steffano * Poszłabym za tobą górą * BRAThANKI w dyskotece * Czyjeś ciało nocą * Wesele * BRAThANKI - epilog 

* * *

Ostatnio przypadkiem natrafiłem na dorzeczny wywiad z Halin(k)ą Mlynkową, który przypomniał mi o Brathankach. Nigdy nie byłem ich jakimś zatwardziałym fanem czy co, ale dwa razy zdarzyło mi się pójść na ich koncerty w moim mieście (raz nad jeziorem, raz na placu w centrum) i byłem bardzo zadowolony. W ogóle zawsze jakoś sprzyjałem wokalistce, dopiero później dowiedziałem się, że siedziała kilka metrów przede mną na początku roku 1998, gdy wzięła gościnny udział w koncercie czegoś na kształt Tymoteusza, krótko przed wybuchem swojej ogromnej kariery koncertowej w sferze wykonawczej i krótko przed wybuchem mojej wielkiej kariery koncertowej w sferze odbiorczej. Gdy już było długo po wszystkim, kupiłem sobie nawet ich debiutewną płytę za 9 złotych. Ach co to były za trzasy...

Serio, BRAThANKI stanowiły być może ostatnie grube doświadczenie pokoleniowe, jak bardzo cepelijnie (ale Led cepelijnie!) byśmy ich dziś nie oceniali. To był ostatni taki moment, w którym młodzi ludzie oglądali bardziej telewizję niż internet i chyba ostatni taki moment kiedy muzyka (około)rockowa była w Polsce przynajmniej tak samo popularna jak wszelkiej maści muzyka klubowa, że o innych, mniej kanonicznych odłamach nie wspomnę. To przełożyło się na ogromną rozpoznawalność o rozmiarach niemal Małyszowych, na dobre i na złe oraz ciągle groźny w tamtym czasie "Klan".

Oczywiście pomysł na wesolutki mariaż góralszczyzny i (pop) rocka nie był na polskim rynku niczym nowym. Najlepiej wyszło to pionierom czyli Skaldom, zresztą kontekst Skaldowski będzie BRAThANKOM dyskretnie towarzyszył przez cały czas, kulminując w postaci moim zdaniem chybionej płyty Brathanki grają Skaldów, która jeszcze raz udowodniła, że najlepiej te piosenki wykonują sami autorzy. Paradoksalnie jednak właśnie w omawianym czasie przełomu wieków Skaldowie grali na koncertach swoją piosenkę 26te marzenie na modłę Brathankową, czyli z łomotliwą, niemalże heavy-metalową gitarą elektryczną. Oczywiście Jerzy Tarsiński nigdy nie grał aż tak kunsztownie (a może po prostu aż tak szybko) jak Jacek Królik i to odświeżenie brzmienia było tutaj dyskusyjne, pokazywało jednak dokładnie gdzie w 2000 roku był Krywań pogrzebany. BRAThANKi odkryły zaginiony akord i niczym Majka z Gurunu powielili go w milionach egzemplarzy. I tutaj mimo wszystko szczere brawa.

Bo przed umiejętnościami technicznymi BRAThANKów, a także ich pomysłami aranżacyjnymi i wyczuciem komercyjnym chylę czoła. W niektórych utworach pędzące na złamanie karku partie gitarowe i fletowe są oszałamiające i nie ma w nich przekłamania, sam widziałem jak to swobodnie wygrywali na żywo (Królik aż raz się przy tym literalnie wywrócił, ale i tak ugrał). Do dzisiaj ujmują mnie też słoneczne wokale Halin(k)i, jednocześnie bezpretensjonalne i bardzo wyraziste a także dopasowane barwowo do różnych stylistycznych poszukiwań instrumentalistów. Świetne są też wszystkie bez wyjątku harmonie wokalne (jak czytam na okładce: Magda Steczkowska). Czasem gryzą mnie tylko wokale męskie, czasem nachalnie podhalańskie, czasem nachalnie humorystyczne, no ale ja się nigdy za bardzo w polskim humorze nie odnajdywałem. Halin(k)a za to zawsze śpiewa bez góralskiej maniery i zawsze jest tu zwycięska.

Po 24 latach od czarownego momentu wydania albumu Ano!, dobitnie słychać gdzie leży największa słabość płyty - nie w ryzykownej stylistyce na granicy kiczu i nie w tekstach Zbigniewa Książka (owemu najlepiej udał się chyba Poszłabym za tobą górą, z nienachalnymi nawiązaniami Breakoutowymi), ale w tym, że ci wszyscy bez ironii zacni muzycy okazali się takimi sobie songwriterami. Dwa utwory otwierające album bezsprzecznie się im udały (im jak im, pamiętam że były jakieś pomniejsze utarczki na kanwie tego kto był autorem Czerwonych Korali, ale mniejsza już z tym, na okładce pokornie czyta się, że piosenki skomponowane zostały "na bazie muzyki ludowej różnych grup etnicznych"), ale po nich bywa już bardzo różnie. Generalnie zawsze dobrze jest gdy Jacek Królik odpala "armijne" przestery, jest to muzyk tak wdzięczny, że pozwala zdzierżyć wiele. (A w ogóle to Krzyś Zalewski ładnych parę lat temu wspominał mi, że Królik zna na pamięć (ponoć fotograficzną) wszystkie piosenki Beatlesów (ponoć fonograficzną ma też tę pamięć). No i dobrze, Paf, bierzemy go do Triangelsów!) Im bliżej czystego popu, tym niestety człowiek czuje się brudniej.

Nie do końca pomagają albumowi pastiszowe mini-utworki, które niby rozszerzają paletę stylistyczną. Na dłuższą metę mnie przynajmniej męczą i tylko utwierdzają w przeświadczeniu, że może lepiej byłoby gdy Ano! była EPką a nie pełnoprawną płytą, no ale może coś mi tu umyka. Z drugiej strony utwory na pierwszy rzut ucha takie sobie, jak Ballada o miłości (i tak dalej) albo poniekąd irytujący Nowak Rysiek potrafią nagle zachwycić, czy to rzewną acz nadal z kopyta kulig rwącą kodą, czy to ryzykownym temacikiem na flet i akordeon na obrzeżach skal góralskich. Co za zespół, jednak! Podoba mi się też instrumentalny utwór Steffano jawnie zahaczający o Jethro Tull, i bardzo dobrze. Pamiętam z jakichś przebitek telewizyjnych z epoki, że to właśnie Stefan Błaszczyński pełnił rolę lidera zespołu, no to ten utwór bardzo mu się udał, choć ja pewnie bardziej rozpłynąłbym się w bardziej szorstkim soundzie... Im dalej jednak w lazł, tym bardziej rozmywają się w oczach te świerki na wzgórzach, utwór Wesele wieńczący całość jest już trudny do zniesienia na czeźwo, a chyba na krapiano bałbym się ryzykować. No i jeszcze ten niezbyt szczęsny Epilog... (Skaldowie też mają utwór o takim tytule, o dziesińć nieb lepszy).

...dlatego też dobrze się stało, że dwa najlepsze utwory znalazły się na samym początku albumu i można po nich wyłączyć czytam płytę czytam plik digitalowistyczny, nie czytam nie śpię z tą. (A raz na dziesięć razy można przesłuchać całość, żeby był i Kansas City, i owca cała, Heniek jest też całkiem niezły, no i Steffano, i inne gostky...). No dobrze, Gdzie ten, który powie mi, pytanie. Pytanie jak oni to zrobili, że utwór jest równocześnie ciężki jak i taneczny, brawo, choć kroki się mogą pomylić, gdy po refrenach rytm w zamierzony sposób przez sekundę kuleje. Pomijając nietrafione wejście męskich wokali (po co?), piosenka stanowi mistrzostwo wykonawcze i aranżacyjne, od skrzypków niemal wyjętych z Malowanego dymu przez dyskretne cymbałki w prawej słuchawce do równie dyskretnej acz trafionej w dziesiątkę sekcji dętej. Jednak od pierwszej do ostatniej minuty największym bohaterem utworu jest gitarzysta. Gęba mi się uśmiecha - od ucha do odiridi! Klasyk? Jasne! Evergreen? Tym bardziej! Everending story? Oh dear!

Czerwone kolare (łoo) trochę bardziej mi przez te lata zrzedły, może ów dżins i bluzki biel trochę przez te lata wypłowiały... Wejście gitary elektrycznej ciągle jednak robi na mnie wrażenie, a tym bardziej przełamanie rytmu i kolejny, nieparzysty, przytup. Jedyny w swoim rodzaju nastrój zbudowany został tutaj przez kontrast dość zwiewnej partii fletu i dosadnego umpa-umpa dęciaków, ale też i przez perkusję grającą tu równocześnie "na raz" (hi-hat) i "na i"(stopa) - może to banał i może to apeluje do najniższych odbiorczych instynktów, ale mnie to rusza i niech to trwa. I jeszcze zaraz wchodzą przyjemne harmonie Halin(k)i i Magdy - niech to tym bardziej trwa!

Dobrze raz na jakiś czas wrócić do tych piosenek. Led Cepelia górą!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Autor zastrzega sobie możliwość usuwania komentarzy wulgarnych lub niemerytorycznych w trybie natychmiastowym