wtorek, 28 listopada 2023

The SEARCHERS - Take me For What I'm Worth

(Pye Records)
No matter what you do, I keep forgiving you
each time 

Take Me For What I'm Worth         
THE SEARCHERS                                                                   
              
1965

gatunek: folk rock, folk, pop, baroque pop, Merseybeat 


najlepsze numery: tytułowy i Does She Really Care For Me
best moment: falsetowe kulminacje w Each Time


I'm Ready I'll Be Doggone * Does She Really Care For Me  It's Time * Too Many Miles * You Can't Lie to a Liar * Don't You Know Why *  I'm Your Loving Man * Each Time * Be My Baby * Four Strong Winds * Take Me For What I'm Worth  

* * * * i 1/4

Żaden z członków zespołu The Searchers w momencie nagrywania tego - drugiego już przecież w 1965 roku - longa nie mógł przypuszczać, ze to będzie ostatni album grupy na całe siedem lat. (Po Take me For What I'm Worth miały się jeszcze ukazać cztery płyty długogrające, ostatnia w roku 1989, ale niestety żadna nie spełnia podstawowych kryteriów artystycznych niniejszego bloga)* Cóż, The Searchers jest dla mnie najważniejszym zespołem z tych, które zmiotła psychodelia. A może nawet nie o psychodelię chodziło, tylko o własne kompozycje przekraczające swoją epokę?

* (A Sur la Mer to pan jednak ocenił, Lostchordzie?)
Yyy, noo... tego...

No nic, cieszmy się tym co mamy, przed nami najlepszy katalogowy album The Searchers!

To chyba nie przypadek, że znalazły się na nim aż cztery propozycje autorskie. Żadna nie jest może nie wiadomo jak pomnikowa, ale też żadna nie przynosi zespołowi ujmy. Wręcz przeciwnie, aż trudno uwierzyć, że Too Many Miles nie jest jakąś kompozycją tradycyjną (podpisała go cała nasza czwórka czytaj EP, hihi), została opracowana jak na rasowy folk przystało, z towarzyszeniem sekcji fletowej i obowiązkowymi piętrowymi wielogłosami, choć tym razem bardziej zachrypniętymi niż zazwyczaj. Jeszcze chyba lepszy jest dramatyczny numer I'm Your Loving Man z niezwykle rozłożystą melodią zwrotek i niespodziewanym niby-jazzowym przełamaniem. Bardzo ujmujący pod względem językowym jest tu kuplet there's a change in me/'cos I'm love with you - z nawiązką wynagradza wszelkie pozostałe niezgrabności tekstowe, ponieważ... upodobuję tę pieśń. Z kolei dwie propozycje podpisane przez Johna McNally'ego, choć dość odległe od siebie stylistycznie, ujmują bezpretensjonalną aurą i świadczą o solidnym warsztacie i songwriterskim, i gitarowym autora, zwłaszcza przyczajona śpiewanka pt. It's Time, którą Starostin porównał nawet do numerów Moody Blues śpiewanych przez Raya Thomasa, nie wiem czy słusznie, ale miło się to przeczytało.

Nie wiem który z gitarzystów gra solowe partie w utworze You Can't Lie to a Liar, ale czapki z głów, bo w tak dziwaczne gitarowe zakątki pod koniec roku 1965 nikt się chyba nie zaplątał. Sam utwór jest taki se, ale te niezobowiązująco awangardowe wstawki zdecydowanie przykuwają uwagę (sprawdziłem właśnie, że w oryginalnej wersji niejakiej Ketty Lester owe partie grane są przez skrzypce i to też dość nieszablonowo, przynajmniej jak na rok 1965). Takich nowinek stylistycznych i technicznych jest na szczęście na tej płycie dużo więcej, przywołany przed chwilą Starostin zwrócił uwagę na nowatorski, klasycyzujący wstęp do Too Many Miles, ja dorzucę skąpaną w efekcie tremolo gitarę w It's Time, no i to co tam się dzieje w tle absolutnie niesamowitego utworu Each Time, który wprawdzie podpisała - znowu! - Jackie de Shannon, ale który pasuje to Searchers jak ulał. Cóż to jest za niepokojący dron w tle, orkiestra czy (tylko? aż?) mocno potraktowany echem fortepian? Nareszcie! Nareszcie zespół Searchers brzmi szeroko i ponadczasowo, a nie wtórnie i jak pod (Beatlesowską? rock and kordła rokendrolową?) miotłą. Wieńczący całość utwór, ba protest-opus Take Me For What I'm Worth (autorstwa P. F. Sloana) jest wspaniały i zupełnie nie "szeździesionowaty", od niesamowitego wprowadzenia gitarowego przez niezwykle dobitny wokal Pendera aż po ostatnie zakrzyknięcie (i znowu w tle jest coś niepokojącego!) wszystko jest tu poruszające do dziś.  Aż dziw, że nie nagrał go porządnie żaden nadwrażliwy punkowiec, uu żarcik. 

A na tym bogactwa albumu Take Me For What I'm Worth wcale się nie kończą. W odwodzie jest jeszcze świetny, "Byrdsowy" utwór I'll Be Doggone, choć po prawdzie akurat niniejsza wersja została przez Franka Allena zaśpiewana tylko nieźle, za to wersja alternatywna - cudownie (jest w bonusach (!) i śpiewa ją Chris Curtis, zwłaszcza część środkowa porywa wyjątkowo anielskimi wielogłosami). Co znamienne i podnoszące na duchu, Searchersi nigdy nie mieli Byrdsom za złe tego, że ci ostatni niejako skradli im pomysł na folk rockowe brzmienia oparte na szklanych gitarach i z tego powodu weszli do annałów. Riff I'll Be Doggone jest w gruncie rzeczy taki sam jak w I'll Feel a Whole Lot Better i prawie taki sam jak w Needles and Pins - i nikt od razu nie poleciał z tym do sądu. To były pod wieloma względami zdrowsze czasy.

Chris Curtis jest bohaterem jeszcze jednego przecudnego utworu na tej płycie. Chodzi o dość ponurą medytację pt. Does She Really Care For Me (Weiss - Anisfield). Utwór niemal przez cały czas obraca się wokół akordu A i tytułowego pytania, ale nie o harmoniczne bogactwo tym razem tutaj chodzi ino o ornamenta, zwłaszcza - jak łatwo przewidzieć - wokalne: pełno tutaj kontrmelodii, dopowiedzi, drugich i zgoła dziesiątych głosów, że naprawdę można dać się oczarować, a może nawet... przekonać?

Tak jest, na ostatnim ważnym albumie w dyskografii Searchers jest trochę takiej muzyki, która może n i e m a l coś zmienić. Dzięki, boys.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Autor zastrzega sobie możliwość usuwania komentarzy wulgarnych lub niemerytorycznych w trybie natychmiastowym