poniedziałek, 27 listopada 2023

Sounds Like SEARCHERS

(Pye Records)
Tell her that you love her, say you won't deceive her. 

Sounds Like Searchers         

THE SEARCHERS                                                                   
              
1965

gatunek: folk-rock, pop rock, Merseybeat

najlepszy numer: może If I Could Find Someone
best moment: emfatyczne trójgłosy z dwoma falsetami w Till You Say You'll Be Mine


Everybody Come and Clap Your Hands * If I Could Find Someone * Magic Potion * I Don't Want to Go On Without You * Bumble Bee *  Something You Got Baby * Let the Good Times Roll * A Tear Fell Till You Say You'll Be Mine * You Wanna Make Her Happy * Everything You Do * Goodnight Baby 

* * * i 1/4

Na trzwartej płycie Searchersów nie ma już Tony'ego Jacksona i nie ma żadnego evergreena a nawet everblue'a. Na szczęście chłopaki w końcu okiełznały swoją stylistykę i zaczęli ogrywać swoje wrodzone mięczactwo  yyy znaczy chciałem powiedzieć szlachetność w sposób, który ostatecznie pogrążył ich marzenia o dogonieniu Beatlesów, ale który też - co przecież najważniejsze - przekonał Waszego Niegodnego Slugę Recenzenta. Nareszcie albumu Searchers można - raz na pruski rock - posłuchać w c a ł o ś c i, choć bez fajerwerków.

W końcu na regularnym longplayu zespołu znalazły się trzy kompozycje oryginalne. Obytrzy podpisał wprawdzie Chris Curtis, ale przytomnie dopuścił w nich do śpiewania także Mike'a i Johna. Są to piosenki bardzo przyjemne choć bez absolutnie żadnych walorów ponadczasowych, co znaczy, że powinny spodobać się wszystkim fanom melodyjnej, słonecznej szeździesiony. I chyba nikomu więcej.

Pozostałe piosenki pochodzą m.in. z EP-ki Bumble Bee, która miała zaszczyt byc ostatnim wydawnictwem w karierze grupy, które weszło na szczyt list przebojów w Wielkiej Brytanii. Na otarcie łez, bonusowe piosenki na Sounds Like Searchers pokazują, że zespół był wtedy w fenomenalnej formie, tworząc piosenki tak ważne (i - istotnie - ponadczasowe) jak When You Walk In the Room czy Goodbye My Love, ale o nich, dostojni Państwo, przeczytacie w recenzji składanki pt. The Pye Anthology. Tutaj nagrania dodatkowe nie mają wpływu na końcowy wynik meczu. A jeśli chodzi o piosenkę Bumble Bee, to nie uwierzo Państwo czym różnią się jej wersje mono i stereo. Otóż na końcu pierwszej z nich można usłyszeć krótkie bzyknięcie paszczowo w wykonaniu Johna McNally'ego. A w stereo trzmiela nie usłyszysz - and that has made all the difference, jak mawiał dziadek Frost. (Robert, żeby nie było).

Tak naprawdę najważniejsza różnica między tym i poprzednim albumem tkwi nie tyle w obecności kawałków autorskich (choć to gremialnie przyczynia się do a u t e n t y c z n o ś c i przekazu, czyż nie?), ale w tym, że żaden z coverów na Sounds Like Searchers nie jest tak upiornie wsteczny jak ostatnio. Tak jest, dobry tytuł nadali ludzie w wytwórni: one wszystkie w końcu brzmią jak Searchers. I to jest piękne, nawet jeśli w końcu okazało się niezbicie, że Searchers brzmią drugoligowo. Mniejsza z rankingami, dokładnie we wszystkich piosenkach na płycie można usłyszeć harmonie wokalne - od stereotypowych dwugłosów po wyrafinowane falsetowe spiętrzenia. Którykolwiek by w nich nie występował, zawsze brzmi to kunsztownie i niepowtarzalnie. Niektórzy krytycy punktują, że takie opracowania zmiękczają, czy osłabiają siłę oryginałów. No i bardzo dobrze, po to są przeróbki by zagrać je po swojemu.

Nie znaczy to, że wszystkie wybrane na płytę piosenki są równie przekonujące. Najgorzej wypada na wskroś rzewny walc A Tear Fell, na szczęście nawet w nim "pierwiastek Searchers" jest na tyle mocny, że daje się ten utwór wytrzymać. No prawie, bo solówki na staroświeckich organach nawet nie chce mi się w jakikolwiek sposób tłumaczyć. Organy (tym razem "rockowe". Animalsowskie) równie kontrowersyjnie wypadają w Let the Good Times Roll, ale tym razem dwugłosy Mike Pendera i beniaminka Franka Allena nie pozwalają na wytracenie pędu. Tak się złożyło, że dwa utwory z niniejszej płyty znalazły się także w repertuarze pierwszego składu The Moody Blues. To, że rywalom z Birmingham udawały się one lepiej wynika chyba bardziej nie ze słabości Liverpoolczyków, ale z potencjału Denny'ego Laine'a i jego ferajny. Tutaj w I Don't Want to Go On Without You mamy nawet smyczki (a nawet - przede wszystkim smyczki) i numer jest na granicy sacharyny, ale znowu - przy pewnej dozie sympatii dla Searchersów - można go nawet z przyjemnością zdzierżyć. Gorzej, że w opinii niniejszego Skryby (co powie skryyyba...) Searchersi przegrali też derby Liverpoolu z The Foremost jeśli chodzi o świetną piosenkę Till You say You'll Be Mine autorstwa zasłużonej nie tylko dla tego miasta Amerykanki Jackie deShannon. Ale to tylko dlatego, że Fourmost przy okazji tej piosenki wykręcili życiówkę, a u "naszych" to po prostu dorzeczna średnia, a może coś więcej. I tutaj smyczki Searchersom nie przeszkadzają. A tym drugim utworem granym też przez Moody Blues jest Something You Got Baby, tam zadziorny, tu słodziutki. Lubimy przecież i jednych, i drugich, westchnoł dyplomatycznie Lostchord. 

I przełożył płytę na stronę B. 

No i tak sobie płynie ten album, jako się rzekło, niezobowiązująco i gładko. Czy Państwo poń zechcą sięgnąć? Dostaniesz od poczty list.

Tu kończą się medytacje kiepskiego Searchonosza.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Autor zastrzega sobie możliwość usuwania komentarzy wulgarnych lub niemerytorycznych w trybie natychmiastowym