wtorek, 25 czerwca 2019

MARKETA IRGLOVA - Live From San Francisco November 18, 2011


I love the movie, actually... I think it's really good... in spite of myself... It's a big Hollywood movie, but it was really touching, I cried.

Live From San Francisco November 18, 2011
MARKETA IRGLOVA
2012

gatunek: poezja śpiewana, world music
najlepszy numer: Fortune Teller
best moments: dwugłosy Markety i Aidy, zwłaszcza w Little Sister

Let Me Fall In Love * We Are Good * Crossroads * Wings of Desire/Only In Your Head * Little Sister * The Leading Bird * [Marketa Talking & Drums] * Fantasy Man * Dokhtar Goochani * Go Back * If You Want Me * Fortune Teller * I Have Loved You Wrong * The Hill * Falling Slowly * Old Shoes

* * *

Chciałoby się powiedzieć: "płyta", a trzeba chyba powiedzieć: "digital file" pt. Live From San Francisco jest czymś w rodzaju "oficjalnego bootlegu". Artystka umieściła ów zapis koncertu z trasy promującej Anar w sieci do darmowego skorzystania, co mogło budzić zarówno ogromną wdzięczność, jak i pewne obawy o wartość artystyczną tego wydawnict(ew)ka. Ale nie, nie płacz, Wydawnict-ewka, koncert się całkiem udał, warto go posłuchać, koniec recenzji, czy gwiazdki, idziemy się uchlać do państ-ewka Mozambik. To piękny kraj!

(ZA CO MY PŁACIMYYY?!)

Rozumiem, że przydałoby się trochę więcej szczegółów. Zatem dobrze, Marketa (oczywiście: głos i fortepian) wystąpiła z towarzyszeniem jedynie trzech osób: jeszcze przez chwilę męża swego Tima Iselera (bas), gitarzysty Roba Bochnika (który za kilka lat miał zawitać na poznański Zamek i na koncercie Glena Hansarda wykonać utwór pt. Plonie ognisko i shumio knieye, czym bezbrzeżnie urzekł rzekę w sercu Niniejszego "Wielkie Ego" Recenzenta) oraz przede wszystkim chyba Aidy Shahghasemi, która dołożyła swój głos do harmonii (i nie tylko), a także zagrała na perskim bębenku/tamburynie o nazwie daf. Od razu można tu napomknąć, że z tej trójki jedynie Rob wydaje się być jakimś tam wirtuozem (jak świetnie udawał klawisze/smyczki/orkiestrę/wniebogłosy(!) w końcówce Only In Your Head!) Reszta hołduje raczej zasadzie "primum non nocere", czy raczej "non dzieńere", bo przecież utwory są zazwyczaj pogodne. Jak dla mnie, i tak trochę za dużo tego dafa, gdy jeszcze Aida gra na nim solo, jest to interesujące, ale muzyki Markety moim zdaniem absolutnie nie wzbogaca, totally. Generalnie takie rozstawienie instrumentalistów w dużym stopniu zabiło zarówno to błogosławione rozbuchanie materiału z płyty Anar, ale też - o dziwo i o nieprzyjemnioro - stępiło jego intymność. Innymi słowy przełożenie studyjnej słodyczy na deski sceniczne udało się bardzo tak sobie. I to jest bardzo duży zarzut, co z tego, że chyba jedyny...

O ile jednak ujęcie koncertowe nic nie dodaje jakiemukolwiek utworowi z płyty Anar (może poza wspomnianemu Only In Your Head, który zresztą w opisie chciałoby się powiedzieć "na okładce", a trzeba powiedzieć "w pliku tekstowym" został z jakiegoś powodu pominięty), o tyle nie mogę też powiedzieć, że sprowadza te piękne piosenki na jakieś groźne mielizny artystyczne. Nie, piosenki są tak dobre, że bronią się i w takich, mniej kunsztownych aranżacjach. Nawet gdy w Wings of Desire Marketa zapomina w pewnym miejscu jaki tam miał być akord (sprawdziłem, D!, polać mu - mi! Mimimimimi!) i w kilku taktach powstaje mało zgrabna dziura, nieodparty urok głównej wokalistki jakoś pozwala piosence dokulać się  do końca bez większego wstydu. Rob Bochnik (wyraźnie Fender! nie da się tego brzmienia pomylić z żadnym innym) w  m i a r ę  o dziwo unosi złożoności We Are Good, a i Go Back wypada całkiem sympatycznie jako ballada bez trąbek, mimo że traci dokładnie cały swój popowy połysk, no i tutaj już bardzo przeszkadza ten daf.

Ale za "sympatycznie" nie dajo na targu aż trzech gwiazdek. Bezsprzecznie największą zaletą Live From San Francisco są utwory premierowe. The Leading Bird płynie bardzo ciekawie upstrzony pięknymi dwugłosami Markety i Aidy i mógłby być przebojem całego wydawnictwa gdyby nie wtrącił się (kto zgadnie?) daf. Ale dwa inne  sięgają wyraźnie większych wyżyn niż reszta. Najpierw Little Sister autorstwa "słowackiego songwritera", kołysze się w rytmie walca na wszystkie strony i rozgałęzia dzięki doskonałej melancholijnej melodii podanej w nieskazitelnych dwugłosach. Jeszcze wyżej stoi (płynie?) Fortune Teller, który na szczęście nie ma nic wspólnego z piosenką o tym samym tytule, którą wykonywał co drugi zespół z lat 60-tych, od Stonesów po The Little White Boys In Zwiewne Togas. Ten autorski numer Markety tak mało przypomina cokolwiek innego na tym koncercie, że nawet daf nie zdołał go umniejszyć. Oparta na niepokojącym, ciemnym ostinato fortepianu kilkuminutowa jazda po czarodziejskich opłotkach wioski pędzi na łeb na szyję zwichrowanym pseudotanecznym krokiem, tylko że ta wróżka ma co najmniej ze trzy nogi. W środku nagle wszystko zamiera (zostaje tylko wspomniane ostinato) by zrobić miejsce dla zbolałej wokalizy Aidy przebiegającej po zdecydowanie nieeuropejskiej skali. Nie wiem czy na opisywanej trasie nastąpiły lepsze wykonania tej pieśni, ale ten zapis zdecydowanie bije wszystkie inne utwory na tej koncertówce na głowę. A także - uprzedzając fakty - przeprodukowaną wersję tego utworu na Munie.     

I tak naprawdę na tym mogę skończyć moją pisa-łeno-ninę, mimo że to nie koniec asów (no, może waletów...) z rękawa Markety - w trackliście znajdziemy też m.in. całkiem dorzeczne opracowania trzech numerów z Once (Aida oczywiście nie może zastąpić Glena w harmoniach, ale BARDZO źle nie jest) a i to jeszcze nie wszystko... W tym też tkwi pewien szkopuł, na koncercie było to wszystko zapewne bardzo ujmujące (nie powiedziałem jeszcze nic o konferansjerce - naprawdę miód na zbolałe serca!), ale - mimo że darzę Marketę gorącą miłością fanoską - trochę trudno mi te półtorej godziny zdzierżyć za jednym posiedzeniem.

Na szczęście w dzisiejszych czasach można sobie łatwo wykroić pół pły... yyy pliku i zabrać tak okrojoną wersję z Fortune Tellerem na czele na wycieczkę. Zaręczam, że świetnie sprawdzi się wśród pól i płotów, w każdą chyba porę roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Autor zastrzega sobie możliwość usuwania komentarzy wulgarnych lub niemerytorycznych w trybie natychmiastowym