sobota, 28 stycznia 2017

HOLLIES Sing Dylan



You’ll not see nothing like the Mighty Quinn w wykonaniu Dylana lub Manfred Mann (uu żarcik)

Hollies Sing Dylan
The HOLLIES
1969

gatunek: pop-rock
najlepszy numer: Just Like a Woman
best moment: zakończenie Just Like a Woman

When the Ship Comes In * I’ll Be Your Baby Tonight * I Want You * The Wheel’s On Fire * I Shall Be Released * Blowin’ In the Wind * Quit Your Low Down Ways * Just Like a Woman * The Times They Are a-Changin’ * All I Really Want to Do * My Back Pages * Mighty Quinn

** i ¾

Można by rzec: wiosna Nasha – lato Muminków – jesień średniowiecza czytaj Dylana. Uu żarcik. No, ale tak trochę było: w roku 1967 na pewno w Hollies rządził Nash, a w tak ważnym roku 1968 zespół wydał ledwie dwa – takie sobie – single… Coś tam nagrywali na kolejny longplay (m.in. doskonały numer Tomorrow When It Comes), ale rozłam między jednoosobową „frakcją hippiesowską” a resztą zespołu stał się nie do udźwignięcia. Mimo wszystko jednak mało kto się spodziewał, że w roku 1969 chłopaki, już z Terry’m Sylvestrem ze Swinging Blue Jeans na tenorze, wrócą z projektem COVEROWYM!

Po co?

Płyta Hollies Sing Dylan nie tylko wbiła ostatni gwóźdż do trumny z klasycznym ładem i składem zespołu, na dłuższą metę strąciła też go z Pierwszej Ligi Brytyjskiego Popu Lat Szeździesiątych (na krótszą metę Sylvester zdołał jeszcze wykąpać się w jeziorku przeboja numer czy – chodzi o (nie)sławny utwór He Ain’t Heavy, He’s My Brother, który ostatecznie wszedł na miejsce pierwsze w roku… 1988). Do dziś nie wiadomo kto jest w sumie odpowiedzialny za tę kosztowną pomyłkę repertuarową. Złota zasada qui bono? wskazywałaby na zespół U2, ale tym tropem może nie idźmy, uu kolejny żarcik. Pierwsze dźwięki na płycie, czyli dobroduszne i słodkopierdzące bandżo mogłyby obciążać Tony’ego Hicksa, który wydawał się być najmniej zadowolony z niedomykania bezpiecznego obszaru działalności stylistycznej. Niestety ów początek When the Ship Comes In dużo mówi o c a ł e j płycie – zespół The Hollies wydaje się nie mieć pojęcia po co ją nagrał. Zdecydowana większość utworów na Hollies Sing Dylan mija się z celem to znaczy pierwowzorem to znaczy zupełni nie trafia w stosowny ton. Wspomniany Ship jest kurwa ŻARTOBLIWY, muzycznym oczkiem mrugają także Times They Are a Changing oraz Mighty Quinn, choć ten ostatni chyba ostatecznie broni się niesamowicie ognistym wykonaniem na przekór (oczko odpadło) temu bandżu. W All I Really Want to Do jakieś idiotyczne zmiany metrum (szkoda bo miejscami jest tu bardzo... no właśnie, holliesowo). Z kolei I’ll Be Your Baby Tonight i przede wszystkim flagowy Blowin’ In the Wind zostały z w o l n i o n e (chyba z pracy uhuhuhu). Ten ostatni rzeczywiście jest flagowy, ale na statku Stefan Batory, jak pokazuje towarzyszący piosence klip w białych garniturkach. Brrr. Co ciekawe, zachowała się też wersja z Nashem na drugim wokalu i ta już nie jest taka okropna – Clarke śpiewa bardziej zachowawczo i otaczające go chórki są cieplejsze, no a mix nie akcentuje knajpowości wykonania tylko ten swing, w który zespół nie wiadomo po co celował. A jeśli chodzi o oczywiste niewydarzoności na albumie, proszę zanotować zmianę tonacji w skądinąd sympatycznym I Want You, toż to na pozew się nadaje! Na Pozew Kafka (uu niemożlywie udany żarcik!)

Po co im była ta płyta? Przecież Dylan już wtedy został  p r z e r o b i o n y  na różne sposoby, także na modłę pop-rockową… Jeden rzut ucha wystarczy by po stokroć wybrać patenty zespołu The Byrds, choć jak pamiętamy z moich recenzji (uu żarcik egotyczny tym razem), nawet ich wolimy w repertłarze autorskim. Po co ta płyta?

No dobrze, jest na niej jeden numer w moim mnie maniu wybitny. W Just Like a Woman nie ma żadnego bandża ani mrugania okien. Jest za to tajemniczy Hammond w otwarciu, soczysty czarny Gibson w ataku, złowieszcze trąby, no i przede wszystkim nareszcie dorzeczny, a gdzie tam: genialny śpiew – i to i w częściach solowych i w partiach grupowych. W ostatnim refrenie Allan Clarke śpiewa o oktawę wyżej, czysto i mosiężnie sięgając wysokości dźwięku Gis, niniejszym żegnając się z najlepszym dla siebie okresem wykonawczym, gdy jego GŁOS naprawdę mógł ilustrować powiedzenie …JAK DZWON. Jak dla mnie utwór przeszywający! Proszę mnie nie pytać dlaczego innych nie wykonali w taki właśnie sposób… Ja z kolei zadam pytanie z zupełnie innej beczki:

- Gdzie w tym roku spędziłeś Terry’ego Sylvest’ra?

- W tym roku jeszcze nie było Sylwestra!

(uu żarcik końcowy)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Autor zastrzega sobie możliwość usuwania komentarzy wulgarnych lub niemerytorycznych w trybie natychmiastowym