She loves me again, I fall on the floor and I laughing
Simon
& Garfunkel
BRIDGE
OVER TROUBLED WATER
1970
genre: pop, pop-rock, folk, folk-rock, world music, reggae
best song: The Boxer
best moment: (żeby nie
było zbyt przewidywalnie:) wysoka harmonia Garfunkela w ostatnim refrenie Keep
the Customer Satisfied
Bridge Over
Troubled Water * El Condor Pasa * Cecilia * Keep the Customer Satisfied * So Long, Frank Lloyd Wright * The Boxer * Baby Driver * The Only Living Boy In New York * Why Don't You Write Me * Bye Bye Love * Song For the Asking
* * * * i ½
To nie musiała być
ostatnia płyta S&G. Jak dziś wiadomo, zespół rozpadł się pod ciężarem przeciwnej
mieszaniny kompleksów, egów, nieporozumień związanych z udziałem najpierw obu a
ostatecznie tylko Arta w pracach na planie „Paragrafu 22” i ogólnych
dorosłych szarości. Jednak dodany do ostatniego wydania albumu dokument o jego
powstawaniu zawiera ujęcia filmowe na których między Paulem i Artiem można
łatwo wyczuć ciągle bardzo silną przyjacielską więź, której nie sposób udać czy
zagrać przed kamerą. A jeśli kogoś, bo w sumie czemu, nie interesują wątki
biograficzne, nie musi specjalnie przykładać ucha żeby wysłyszeć wyraźne wyżyny
artystyczne. O ile większe niż nawet na Bookends porzucenie idiomu
folkowego (bo powiedzmy sobie wyraźnie że nalepka „folk-rock” była jednak
drugorzędna) i otwarcie się na tak egzotyczne z pozoru gatunki jak reggae (w
ogóle pierwsze co przykuwa uwagę w kontekście całego niniejszego albumu, to to
ile tutaj RYTMU…) było akurat świadectwem wyzwolenia się Simona spod skrzydeł
teamu aranżerskiego (Art + producent Roy), to wyraźny powiew nowego w samej
harmonizacji nie mógł pojawić się ot tak sobie, ze zmęczenia sobą.
Chodzi o to, że do tej
pory trademarkiem tandemu było współbrzmienie d w ó c h głosów, które były
poprowadzone w tak misterny sposób, że gdy swoim zwyczajem dokładałem sobie do
tego trzeci, miałem dobitne wrażenie przesytu i zbędności. Pomiędzy tych panów
po prostu nie wypadało włożyć ni patyczka! Na palcach jednej ręki można
wyliczyć w dotychczasowej dyskografii momenty w których na ów najcenniejszy na
świecie dwugłos (sorry Winnetou & Old Shatterhand a także ucaowania dla
Phil & Don oraz John & Paul) nałożono jakąś dodatkową partię: Scarborough
Fair, Feelin’ Groovy i You Don’t Know…, przy czym w żadnym wypadku nie chodziło
tu o klasycznie popowy trójgłos (podstawa+tercja+kwinta) tylko o quasi
polifoniczne zamieszanie. A tutaj już w Cecilii atakuje nas zwalista
piętrowość w harmoniach (nie wiem czy nie aż na cztery tam śpiewają) i o dziwo
pozostaje tak w miarę do końca – policzyłem że piętrowe wielogłosy pojawiają się
w WIĘKSZOŚCI utworów na płycie (sześć na 11, a wliczając bonusowe Fejo: siedem
na 12). Czasem zupełnie zresztą po cholerę – jeśli ktoś myśli, że Bye Bye
Love jest naprawdę z koncertu, to niech się wsłucha w aranżację wokalną,
okazuje się, że koncertowe są tylko „brawa na i” (jak się dowiadujemy ze
wspomnianego dokumentu, wybrano tę publiczność, która klaskała najrówniej), natomiast w ostatnim refrenie mamy dwóch Artów nad Paulem i jeszcze dodatkowe dośpiewki. Ten
utwór pokazuje zresztą najlepiej jaką cenę musiał zapłacić DUET za
przeistoczenie się w pełnoprawny ZESPÓŁ (i to zespół studyjny) – znikła gdzieś
ta wręcz namacalna intymna więź na linii wykonawca-słuchacz i do poczynań wkradło
się trochę popisu. Ale to są drobiazgi przy najważniejszym: zespół który robi
tak niewymuszoną (bo w odróżnieniu od Sounds i Bookends, ten
album robi wrażenie dość spójnego) woltę stylistyczną nie może przeżywać kryzysu.
Takiego zespołu się kurwa nie rozwiązuje!
Ale to wszystko są
recenzenckie ujadania. Dla prostego słuchacza, którym mam jeszcze nadzieję się stać,
album jest tak dobry jak dobre są kompozycje. No to ten przynosi najwięcej hitów
z kanonu i są to hity największe. Najogromniejsze są oczywiście piosenka tytułowa
oraz The Boxer. Co ciekawe, oba mają najwięcej wspólnego ze „starym
S&G”, pomimo użycia „czarnego” fortepianu w pierwszej i egzotycznego
(harmonijka basowa, LOL) instrumentarium w drugiej. Co do Bridge,
pozostaje mi tylko wrzucić pieniążek pod budowę pomnika duetu Simon & Garfunkel.
W samym geście oddania przez Paula swojej najlepszej jak uważał kompozycji do niemal
solowego zaśpiewania Artowi już jest coś nieziemskiego, a każdy kto zna ten
numer czyli każdy przyzna, że i pod względem aranżacyjnym i wykonawczym mamy tu
do czynienia z absolutnym mistrzostwem, mimo że doskonale widać, że tekst do
trzeciej zwrotki jest napisany na pięć minut przed zamknięciem numeru. A ja i
tak wolę The Boxer, który swoją niewydumaną progresją akordową
C-C(+B)-a-G-itd. z początku wprowadza nas na stare śmiecie (czytaj: dworce) ale z biegiem minut rozlewa się do
monumentalnych proporcji, częstując nas po drodze niezapomnianym „lie-la-lie” i
przecudnym breakiem instrumentalnym autorstwa Garfunkela opartym na
współbrzmieniu trąbki i gitary pedal steel. Trochę tylko szkoda, że to
nie Anglia, bo tam w tej rozbuchanej końcówce użyto by pewnie mellotronu, a
tutaj ta orkiestra jest mi znowu nieco zimnawa. Wszystko jednak rekompensują te
niskie uderzenia Mooga w samej kulminacji kulminacji, ale to jeszcze nie koniec
– zamiast skończyć się na wysokim C jak w Bridge, tutaj wszystko się
błogosławienie uspokaja i na placu boju zostają tylko gitary akustyczne… i
wtedy w tle słychać jeszcze urwaną skargę Garfunkela, która ma w sobie prawie
taką samą wagę jak to całe narastanie sprzed chwili. Przecudny utwór.
Kolejne dwa hity świadczą
o klasie duetu tym bardziej, że są dla jego stylistyki mniej lub bardziej
egzotyczne. W El Condor Pasa Simon i Garfunkel dołożyli głosy (i tekst)
do już istniejącego utworu zespołu Los Incos, z kolei Cecilia wibruje
kpiącą radością i atakuje wspomnianą ścianą harmoniczną i przede wszystkim interesującym
podkładem rytmicznym wynikłym ze spontanicznego muzykowania na słynnej Blue Jay
Way. Na niektórych składankach można znaleźć jeszcze dwie inne piosenki z Bridge
Over Troubled Water: przede wszystkim przepiękną choć ulotną i może dlatego
niesłusznie zapomnianą deklaracją (na próżno?) bezinteresownej przyjaźni Song
For the Asking (na kompilacji Definitive Simon and Garfunkel
zamykała całość i to tuż po wybrzmieniu Bridge i o dziwo jak dla mnie uniosła
ten ciężar) oraz nieco drażniącą rozbuchanymi saksofonami, jadowitą Keep
the Customer Satisfied. Warto się przebić przez jej blaszany zgiełk, bo
czeka pod nim na nas przede wszystkim niezwykle sycący refren (pod koniec Art krzyczy(!)
w swoich wysokich rejestrach, ubejb!) Równie cenne są dwa mniej rozbuchane album
tracks. So Long, Frank Lloyd Wright wydaje się być niby w starym
stylu, ale gitara klasyczna w podstawie, lekko jazzawa i lekko karaibska, jest
zupełnie niepodobna do żadnej wcześniejszej partii Simona a na dodatek mamy tu piękne
solo na flecie i niepokojącą orkiestrę w tle. Bardziej porusza mnie elegijny Only
Living Boy In New York w którym dość zwiewną melodię w zwrotce zestawiono z
szalenie napiętymi i skomasowanymi backing vocals (Paul i Art nałożyli
podobno kilkanaście partii śpiewanych na całą epę). Niewesoła całość przywołuje
stare niedobre niepokoje z dawniejszych piosenek Simona.
No właśnie, jak każdy
inny rasowy neurotyk, Paul Simon wyciągnął w poetyckiej formie na światło
dzienne nurtujące go w danym momencie boleści i w tym (Only Living Boy) a
jeszcze bardziej w poprzednim (Frank Lloyd Wright) wypadku chodziło o napięcia
związane z jego artystyczną drugą połową. Napięcia, które zagrodziły drogę do
wejścia na album bardzo ładnej tradycyjnej piosence Fejo (pisze się
inaczej, ale nawet przeczytać ocznie trudno) a za to sprawiły, że pojawiły się
na nim dwie słabsze piosenki Baby Driver i Why Don’t You Write Me,
których słucha się w sumie jak solowych nagrań Simona (zwłaszcza żal tej
drugiej, w wersji koncertowej na dwa głosy i jedną gitarę brzmiała bardziej
przekonująco). Architects
may come and architects may go and never change your point of you… Na szczęście na dłuższą metę te słowa okazały się nietrafne – co jakiś czas
Simon z Garfunkelem jednak potrafią się zejść i harmonizować do świtu, (trochę)
jak dawniej. Tych nienagranych płyt jednak bardzo szkoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Autor zastrzega sobie możliwość usuwania komentarzy wulgarnych lub niemerytorycznych w trybie natychmiastowym