that which is not real doesn’t exist
The
Byrds
The
NOTORIOUS BYRD BROTHERS
1968
genre: psychedelic rock, psychedelic pop, jangle pop, country rock,
raga-rock
best songs:
Natural Harmony, Change Is Now, Tribal Gathering
best moments:
zwrotki Get to You, kwartet smyczkowy w ...Robertson
Artificial
Energy * Goin’ Back * Natural Harmony * Draft Morning * Wasn’t Born to Follow *
Get to You * Change Is Now * Old John Robertson * Tribal Gathering * Dolphin’s
Smile * Space Odyssey
* * * * i ¾
Casus płyty Notorious
Byrd Brothers dziwi mnie nawet bardziej niż sytuacje związane z Abbey
Road czy L.A.Woman. Wewnętrzne konflikty, znużenie sobą nawzajem czy
tematów zabrakło mogą urodzić niezwykłej urody niemożliwe kwiaty, ale tutaj?
Pracę nad płytą zaczyna czterech gości, kończy dwóch, przez studio notorycznie
przelatują fucki a przez karłowate kompozycje (cztery z dziewięciu
oryginalnych piosenek na płycie nie posiadają refrenów!) przewijają się muzycy
sesyjni z różnych bajek – a jednak na pożegnanie z klasycznym okresem
działalności zespołu dostajemy płytę zaskakująco spójną konceptualnie i
stylistycznie za to bez tej jednowymiarowości brzmieniowej jak na debiucie.
Do kompozycji Crosby’ego Draft
Morning McGuinn i Hillman napisali nowy tekst, antywojenny w wymowie i dość
płytki w poetyce. Ten dość żałosny gest był jednak chyba jedynym momentem w
którym mógłbym wziąć stronę coraz grubszego Wąsacza. Dołączona jako bonus
piosenka Triad z okropnym tekstem o trójkącie seksualnym słusznie
została usunięta z programu, natomiast reszta, włączając w to sabotowany przez
Crosby’ego cover Goin’ Back broni się dość skonale, czy to z jego głosem (Tribal
Gathering) czy bez niego (w Natural Harmony głos McGuinna w bridge'u
jest wyraźnie preparowany tak by przypominał usuniętego że tak powiem kolegę
[ci „bracia” w tytule to rzeczywiście niezły żart]). Nie wszystkie piosenki
trzymają najwyższy poziom, ale żadna nie razi mnie tak jak Mind Gardens. Jedynym
mankamentem albumu, poza z trudem skrywaną (ale jednak skrywaną) ubogością
niektórych kompozycji, jest zbytnie napakowanie efektów psychodelicznych,
zwłaszcza phasingu, którym ocieka otwierający całość Artificial
Energy, i którego użycie w znanym z singla Old Johnie Robertsonie
zakrawa na groteskę. Inna jednak sprawa, że od biedy użycie tych smaczków da
się obronić w kontekście całościowego przesłania albumu.
Płyta Notorious Byrd
Brothers zdaje się być świadectwem poważnego zagubienia w dorosłym świecie,
co nie jest oczywiście jakąś nowością tematyczną nawet jak na rok 1967, ale też można tu między wierszami wyczytać wyznanie
niewiary w ideały hippiesowskie. Narkotyki, wyliczone tutaj bez większych
poetyckich uników, obok dzieciństwa, przyrody i podróży (nawet w kosmos) jako
jedna z dróg ucieczki przed cierpieniem i rozpadem zastanych warunków
cieplarnianych są najmniej przekonującym elementem układanki (najbardziej –
życie Prawdą i teraźniejszością, jak w Change Is Now). W tym kontekście
data wydania płyty (do tej pory raczej przypadkowa – 3 stycznia 1968) staje się
wyjątkowo symboliczna. Czy z Crosby’m czy bez niego, dni The Byrds jako
heraldów alternatywnych stanów świadomości były policzone. Nikt wprawdzie nie
spodziewał się, że coraz śmielsze country'owe ornamenty w aranżacjach za chwilę
staną się zrębem odświeżonej stylistyki, ale co bystrzejszy obserwator mógł
łatwo zauważyć: The Byrds już wiedzą, że flower-power nie działa! I
znowu doszli do tego nie później niż Beatlesi.
Oczywiście szkoda tych
żabotów w aranżach, na szczęście zespół zostawił nam na sam koniec bardzo
kaloryczne kąski. Należą do nich przede wszystkim bardzo sugestywny utwór
Hillmana, latarniana i lunatyczna Natural Harmony, która mieni się
wieloma pstrokatymi kolorami wokali i rytmów, cudownie miękka i kojąca ballada Get
to You o przylocie do Londynu, ciężka filozoficznie ale nie przygniatająca
powiastka Change Is Now i dwa przedostatnie utwory Crosby’ego jakby
nigdy nic kontynuujące wątki kadzidełkowe i nadmorskie z poprzednich albumów.
Dwa covery – Goin’ Back (podobno można dosłuchać się w nim głosu Gene’a Clarka,
który na moment zastąpił Crosby’ego) i Wasn’t Born to Follow (później w
soundtracku „Easy Ridera”) – również nie skąpią nostalgicznej/buntowniczej
urody i tak naprawdę nieco odstają tylko przepsychodelizowane brzegówki. Ale,
jak mawiają mistrzowie gwiazdkowania, ze wszystkiego da się zrobić listę –
coś zatem musi być na końcu.
Delfina uśmiech czy łabędzia śpiew?
Odpowiedź w następnym
odcinku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Autor zastrzega sobie możliwość usuwania komentarzy wulgarnych lub niemerytorycznych w trybie natychmiastowym