The Beatles
BEATLES FOR SALE
1964
genre: British Invasion, (Mersey)beat, pop rock, folk rock
best songs: I Don’t Want to Spoil the Party, What You’re Doing
best moment: middle-eight No Reply
No Reply * I’m a Loser * Baby’s In Black * Rock’n’Roll Music * I’ll Follow the Sun * Mr. Moonlight * Kansas City/Hey, Hey, Hey, Hey * Eight Days a Week * Words of Love * Honey Don’t * Every Little Thing * I Don’t Want to Spoil the Party * What You’re Doing * Everybody’s Trying to Be My Baby
* * * *
Nie dajmy się nabrać na zmęczone spojrzenia z okładki (której kolory są notabene co najmniej tak sugestywne jak czernie With the Beatles). Owszem, słychać że tym razem zespół dobił do żądanych 14 utworów z widocznym wysiłkiem – śpiewana przez Ringo Honey Don’t jest być może najgorszą piosenką na jakiejkolwiek płycie The Beatles, no taka Panna Brzydotka po prostu, a groteskowo-głupkowaty Mister Moonlight i nawet anachroniczny Kansas City sprawiają, że album wyraźnie kuleje i bardzo trudno obronić cztery gwiazdki. Ha! Ale numery autorskie…
Nareszcie w muzyce The Beatles pojawiają się przestrzenie i barwy pośrednie między czernią i bielą. Wprawdzie otwierające odpowiednie strony winyla dramatyczny No Reply oraz pogodny Eight Days a Week w stylowy sposób podejmują wątki stylistyczne znane z poprzednich longplayów, ale i w nich napotykamy na niespotykane dotąd kontrasty i progresje harmoniczne. Nie wiem czy wyskandowana z pasją linijka when you gave me no reply, w której każda sylaba prawie wybucha od kłębiących się w niej emocji nie dla mnie w ogóle best momentem wczesnych Beatlesów, ale i niska harmonia Lennona w Eight Days a Week zaskakuje niespodziewaną w kontekście zwrotki melancholijną nutą. Prawdziwym zaskoczeniem są jednak I’m a Loser oraz I Don’t Want to Spoil the Party. Pokazują one zbawienny dla The Beatles wpływ brzmień folkowych – w przestrzeniach, które otworzyły się między gitarami akustycznymi i elektrycznymi łatwiej było Lennonowi przemycić – pod maską kolejnych odcinków sagi o odrzuconej miłości - coraz bardziej drążącą złotą skałę sukcesu kroplę niepewności. Co bardziej zaskakujące, i McCartney znalazł wreszcie najwyraźniej sposób na przekonujące zintegrowanie swojej osobowości z muzyką The Beatles. Jego What You’re Doing, jak na rok 1964, brzmi właściwie jak rock progresywny, a każda z części misternie składających się na to dzieło – perkusyjne intro, uporczywe choć całkiem rozbudowane (wręcz narracyjne) ostinato a przede wszystkim: nowatorskie podejście do partii wokalnych – sprawia, że uwaga o „starannie dobranych środkach artystycznych” przestaje być jedynie tanim chwytem retoryczny. Zadziwia fakt, że sam mcCartney skwitował piosenkę jako „production numer”… Daj Boże wszystkim zespołom takie „fillery”! Swoją drogą ciekawe, którą ze swoich piosenek z tej płyty stawia wyżej, no bo chyba nie – skądinąd przyjemną – I’ll Follow the Sun (Paul nie popełnił tutaj błędu And I Love Her i dopuścił do głosu i Johna, i gitarę elektryczną, przez co rzecz od razu zabrzmiała dwa razy bardziej autentycznie), i chyba nie – skądinąd zgrabną – Every Little Thing. Obydwie mają sporo zalet, ale do What You’re Doing się nie umywają.
Prawdziwym odkryciem płyty Beatles For Sale jest jednak dla mnie George Harrison. Od razu trzeba zaznaczyć, że katastrofalnie mało słychać tu jego głosu: poza śpiewaną przez siebie – taką sobie – piosenką Everybody’s Trying to Be My Baby, pojawia się bodajże tylko w chórkach Hey Hey Hey Hey (jest to zresztą jedyny pełny trójgłos na płycie, bo Paul się tam czemuś dograł na wierzchu) i What You’re Doing i nie są to partie specjalnie wyraziste, przeciwnie – że to George zgadujemy drogą dedukcji. Jak już wiadomo, uwielbiam pełnię harmoniczną i nie jestem powyższym zachwycony, ale muszę oddać Lennonowi i McCartneyowi, że ich dwugłosy są na Beatles For Sale naprawdę kunsztowne. Obok wspomnianej dygresji No Reply i uspokojenia Eight Days a Week wyróżniają się także… coż, muszę wymienić dosłownie wszystko – i rozbuchany refren I’m a Loser, i nieszablonowy (melizmaty Johna w dołach) refren Every Little Thing, i środkową część I’ll Follow the Sun i nakładki w zwrotkach I Don’t Want to Spoil the Party (John + John – wyborne) i przede wszystkim całą Baby’s In Black. Ten utwór, ku zdziwieniu niektórych krytyków, zespół wykonywał już do końca kariery estradowej na każdym koncercie, a John i Paul śpiewali go zawsze do jednego mikrofonu. Trudno o lepszy pokaz – nomen omen – harmonii. Zwłaszcza część środkowa (oh how long will it take…) zachwyca uderzeniem w górne rejestry obydwu, ale Paul zostawił też kąsek dla Sokolich Usz – w ostatniej zwrotce śpiewa harmonię wyższą niż w pozostałych, bardziej kwintową niż tercjową. A może nałożył trzeci głos – trudno się rozeznać w tym monie…
Ale miało być o Harrisonie i już oto jest. Już w następnym zdaniu. Mniej mieszając w śpiewaniu, George wyraźnie znalazł swoje brzmienie gitarowe – zgodnie z duchem czasu bardzo treblowe i oparte bardziej na dźwięczących niż łkających/podciąganych strunach, ale też bardzo staranne pod względem artykulacyjnym, przejrzyste, przestrzenne i pozostające w pamięci (w czym pomogły przemyślane solówki – o, ciekawostka: ta z I Don’t Want to Spoil the Party była pierwszą, której nauczył się Wasz Uniżony Słucha, zanim jeszcze poznałem jak to mówią „chwyty”). Najbardziej chyba pamiętna jest dźwięcząca partia w Words of Love. Warto porównać sobie wersję beatlesowską z autorską (ta piosenka wydaje się zresztą być o wiele bardziej w beatlesowskim "duchu" niż te parszywe rockandrolle) – różnią się niby niuansami, ale te niuanse są tak istotne, że cover wydaje się tu bić oryginał na głowę i partia George’a ma w tym wielki udział, choć o dziwo zdaje się, że gitara George’a stroi nieznacznie gorzej niż Buddy’ego. Co ciekawe, już na następnej płycie Harrison zarzucił ów klang, ale - chyba na szczęście - przejął go Tony Hicks z The Hollies i – po nieznacznych retuszach – doprowadził na niektórych nagraniach (np. Don’t Run and Hide) do perfekcji innego rodzaju.
No szkoda, że nie mieli więcej własnych kompozycji na stanie, bo rozziew między materiałem autorskim a przeróbkami bije po uszach dość konkretnie. Na szczęście jeszcze tylko dwa covery na Helpie i już do końca będzie jak trzeba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Autor zastrzega sobie możliwość usuwania komentarzy wulgarnych lub niemerytorycznych w trybie natychmiastowym