sobota, 8 października 2011

The MOODY BLUES - December

yes, I believe in a better world
and like the rest of us I pray…


The Moody Blues
DECEMBER
2002
genre: pop
best song: Don’t Need a Reindeer
best moment: może middle-eight w The Spirit of Christmas, może refren Yes I Believe

Don’t Need a Reindeer * December Snow * In the Quiet of Christmas Morning * On This Christmas Day * Happy X-Mas (War Is Over) * A Winter’s Tale * The Spirit of Christmas * Yes I Believe * When a Child Is Born * White Christmas * In the Bleak Midwinter

 *** i 1/4


Hej, hej, na pierwszy rzut ucha… myślałem, że ta płyta nadaje się tylko do kosza. Już sam pomysł nagrania płyty świątecznej wydawał się degradować zespół do rangi podstarzałych grubasów próbujących okazyjnie wypłynąć na sezonowej łódeczce. Zestaw utworów powodował kolejne skurcze. Już w próbie skowerowania Lennona było coś niestosownego (i to na niekorzyść Moody Blues, nie Johna), ale o niee… White Christmas???

Nie, nie będzie euforycznego: „myliłem się…” Jak można było przewidzieć, płyta nadaje się do słuchania raczej tylko w zimie (choć na szczęście tytuł December ma swoją wagę – nie wszystko skupia się na samych Świętach), najbardziej znane utwory – choć obu wykonań słucha się nadspodziewanie przyjemnie (Happy X-Mas o wiele lepsze) – nie wydają się zbytnio potrzebne, a całość nie ma już nic wspólnego z jakkolwiek pojętym rockiem i toczy się bardzo bardzo leniwie.

Gdy jednak zgodzimy się na rzucone nam ograniczenia i zdarzy się akurat, że December trafi w odpowiedni nastrój, album może odsłonić nadspodziewane pokłady wydawało się dawno zamkniętych wzruszeń. Co najważniejsze, w odróżnieniu od swoich koncertów w których udają młodzieniaszków i trzaskają z (udawaną?) werwą stare hity w niezbyt zmiennym układzie, tutaj po raz kolejny muzyka dorosła do ich wieku. Podobnie jak na Strange Times. Lodge wszedł zresztą jeszcze głębiej w swoją niby mistycznie-balladową stylistykę, a Hayward podążył za nim, czyli w sumie wrócił tam gdzie przyszedł (refren Yes I Believe łudząco przypomina zwrotkę It’s Not Too Late). I tutaj wychodzi idiotyzm nagrania tych całych świątecznych standardów – w autorskich nagraniach i jednemu i drugiemu udało się bowiem nasycić narzucony kontekst swoją osobistą nutą. Teksty na tej płycie bywają przejmujące, tak jak bywały przejmujące na przełomie lat 60-tych i 70-tych, kiedy w swoją muzykę wkładali całych swoich siebie.

Dobrze, że zatoczyli takie koło. Przy wszystkich, oczywistych, słabościach tego albumu, warto wsłuchać się w to co mają – miejscami – do powiedzenia Hayward i Lodge, którzy niepostrzeżenie stanęli po drugiej stronie swojej własnej piosenki: old man passing by, tell me what you say/ though your voice be faint, I am listening.

I am listening.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Autor zastrzega sobie możliwość usuwania komentarzy wulgarnych lub niemerytorycznych w trybie natychmiastowym