sobota, 26 listopada 2011

The BEATLES - Rubber Soul

isn’t he a bit like you and me?

The Beatles
RUBBER SOUL
1965
genre: pop rock, pop, rock, folk rock, British Invasion
best songs: I’m Looking Through You,  In My Life
best moments: różne spiętrzenia harmoniczne, np. to w kulminacji middle-eight You Won’t See Me (if I knew what I was missing/now I wouldn’t); no i jeszcze dialog tamburynu z marakasami w Wait

Drive My Car * Norwegian Wood * You Won’t See Me * Nowhere Man * Think For Yourself * The Word * Michelle * What Goes On * Girl * I’m Looking Through You * In My Life * Wait * If I Needed Someone * Run For Your Life

* * * * i ¾

Już pierwsze dźwięki otwierającego płytę utworu Drive My Car zapowiadają pewną rewolucję w myśleniu o aranżacji, a przecież to tylko krótki dialog gitary elektrycznej z basem. A może właśnie chodzi o tę subtelność, czasy otwarć wybuchowych ustąpiły miejsca nowemu. Następuje zwrotka w której – w wysokich rejestrach - dominują i tamburyn i krowi dzwonek, ale o dziwo niczego nie zagłuszają i można łatwo wysłyszeć, że właściwie Paul śpiewa tu w dwugłosie sam ze sobą, a John dołącza – jakże pieprznie - tylko w ostatniej linijce, która świetnie przechodzi w refren. I nawet jeśli sama kompozycja nie jest powalająca pod względem melodycznym, to owych szczególików i hooks jest tyle, że jakoś nikt specjalnie nie rozwodzi się na tym, że i zwrotka, i refren oparte są na dwukrotnie powtórzonych frazach opartych praktycznie na jednym dźwięku, które zakwestionowane zostają wyraźnie odmienną linijką czwartą. Niepostrzeżenie przed zespołem The Beatles otworzyły się wielkie połacie niedostępnych wcześniej obszarów palety dźwiękowej. I tak jest już do końca tej płyty - poziom kompozycji bywa różny, ale wszystkie utwory podane są z naprawdę godną pochwały precyzją i smakiem. I w dodatku album Rubber Soul, przy całym swoim bogactwie i różnorodności stanowi bardzo przekonującą całość. Trochę w klimacie pierwszej płyty The Byrds (chodzi chyba o wrażenie swoistej pełni harmonicznej), tylko że te lejące bezpłciowe – nie wiadomo po co często Clark i McGuinn dublowali główną partię - harmonie byrdsowskie potrafią zmęczyć nawet mnie, który z zasady nie dowierza zespołom z tylko jednym mikrofonem na scenie, Beatlesi zawsze byli na to za bardzo wyraziści w wielogłosach i wiedzieli kiedy przestać.

Co ciekawe, jak na album cieszący się takim poważaniem wśród fanów/krytyków, Rubber Soul przyniósł tylko jeden „murowany” hit. Dzisiaj, gdy gwiazda zespołu zaczyna w końcu tracić na jasności, z jak zawsze czternastu propozycji (choć po raz pierwszy wszystkich własnych) beatlesowscy dyletanci rozpoznadzą zaledwie Michelle, jak dla mnie zresztą najsłabszy utwór na płycie. Mam z nim podobny problem jak z And I Love Her: od pierwszej, francuskojęzycznej linijki (hehe, moja koleżanka ze studiów ze zdumieniem wykrzyknęła: „ojej, a ja myślałam, że on do niej mówi „mój dzwoneczku”!) bije od niego pustawym bezdechem „wprawki stylistycznej”, kunsztowości bez esencji i wagi emocjonalnej. Zawsze złośliwie uśmiecham się gdy nastampia ostatnia zwrotka i utwór niewyobrażalnie… zwalnia (przeczytałem o tym na stronie What Goes On i do dziś się dziwię jak mogłem tego nie zauważyć). Jakże inaczej wypada piosenka I’m Looking Through You – naprawdę nie trzeba sięgać po wikipedię, żeby domyśleć się, że wynikła z jakichś niezmyślonych nieporozumień na linii Paul – Jane. I tym razem nie przeszkadza zupełnie morze niedociągnięć realizacyjnych (od upadniętego tamburynu, po partie George’a w wyciszeniu zagrane zupełnie obok, znowu zapraszam tutaj), wszystko blednie przy przepięknej melodii w zwrotce okraszonej nieprawdopodobnej urody dolną partią harmoniczną (również Paul), bardziej dążącą ku polifonii niż przewidywalnie tercjowo-kwintową. Zwraca także zupełnie odmienna od zwrotki część środkowa (napisana zresztą, jak wiadomo np. z Antologii 2,  dużo później).

Wśród beatlologów uznanie zyskują – obok Michelle - zwykle następujące cztery piosenki: Norwegian Wood, Nowhere Man, Girl oraz In My Life. Wszystkie napisał w głównej mierze Lennon (przy ostatniej mamy dość poważny spór o autorstwo melodii, jeden z dwóch podobnych przypadków w całej dyskografii, John awanturował się jeszcze o swój rzekomy wkład w tekst Eleanor Rigby, który z kolei McCartney zredukował do „pół linijki”). Jak by nie było, całościowo John zdeklasował tu Paula niemal jak na A Hard Day’s Night, po raz zresztą ostatni. Chodzi głównie o teksty, w żadnej z wymienionych wyżej nie mamy do czynienia z typowymi rozgrywkami damsko-męskimi, może nawet skądinąd szkoda: Norwegian Wood o pozamałżeńskiej przygodzie, w Girl krytycznie choć nie wprost o chrześcijaństwie, za to In My Life to ponadczasowy obraz zamknięcia jednego etapu w życiu i rozpoczęcia nowego, czysta maestria. Ale nie tylko, pomysły aranżacyjne w tych numerach przypieczętowały los takich zespołów jak Searchers, Fourmost czy Raków, którym nigdy nie było dane wznieść się na takie subtelności (czytaj: nie mieli aż takiego producenta). Akurat sitar w Norwegian bardzo przereklamowany (choć już dwugłosy absolutnie nie), ale barokowa zagrywka na preparowanym pianinie w In My Life pozostaje nie do pobicia chyba i dzisiaj. A jeszcze z jednej strony „greckość” a z drugiej „tit-tit-tit” Girl, a jeszcze proto-psychodelia gitar w Nowhere Man. No i wszędzie wręcz lśnią te harmonie, na całej zresztą płycie. Rubber Soul nie popełnia błędu ani Beatles For Sale (brak George’a w mikrofonie) ani Mr Tambourine Man (za dużo cukru w cukrze). Zarówno utwory The Word, Wait, jak  i Run For Your Life pokazują jak wielkie znaczenie ma subtelność dokładania piętrowych harmonii linijka po linijce. Co ciekawe w obytrzech powyższych przypadkach chodzi o dołożenie trzeciej harmonii w falsecie (w Wait czyni to zapewne Paul, gdzie indziej zapewne George), dla wielbicieli trójgłosów bardziej zachowawczych, a wciąż celujących pozostają Nowhere Man, What Goes On (świetna wysilona partia Johna) i oba utwory Harrisona.

O, George wreszcie oddał „dwa równe skoki”! Think For Yourself może sam w sobie nie jest nadzwyczajny, ale trafieniem w dziesiątkę było (obok piętrowych trójgłosów w zwrotce i ciekawego dwugłosu Paul-George w refrenie) użycie przez Paula – obok zwyczajnej podstawy – partii sfuzzowanego basu, numer stał się przez to niebywale charakterystyczny (w sensie distinctive). Z kolei zaletą If I Needed Someone jest to, że jest właśnie characteristic dla całego albumu. Zarówno wywiedziony z byrdsowej Bells of Rhymney lekko drone’owaty riff (czy raczej motyw, jakoś słowo „riff” bardziej pasuje mi do grubszych strun, Państwu też?), jak też lekko „hinduskie” harmonie no i nieodzowne tamburyny przeprowadzone są w sposób wzorowy, tak że mniej udana część środkowa (ten element bywał piętą Achillesa u George’a) ginie w ich cieniu.

Obok Drive My Car,  jeszcze uroczo kąśliwa Run For Your Life zdecydowanie przypomina o rock’n’rollowym rodowodzie zespołu, tylko że słowo „roll” oto właśnie wyraźnie wypada ze stylistyki, tak na spore trzy lata. Run i What Goes On mogą może jeszcze nieco bujać, ale zapoczątkowana przez Ticket to Ride tendencja do dobitnego - i nieco zgrzytliwego – stawiania przez Lennona utworów twardo na ziemi dochodzi tu w pełni do minującego głosu. Wykrzywiają się gęby na okładce i nieco rozmywają się kształty przed oczami. Zaraz zrobi się cokolwiek psychodelicznie.

Ze wszystkich płyt Beatlesów ten album chyba najbardziej zyskuje na odsłuchiwaniu go w mono. Nie jestem pewien czy nie żałuję kupna boxu – tym bardziej jestem pewien, że polityka wydawnicza firmy EMI obraca się w końcu przeciwko samemu zespołowi. Rozumiem, że Hollies i Searchers to zespoły drugoligowe i umieszczenie na jednym krążku obok siebie wersji mono i stereo miało zwiększyć wartość marketingową ich płyt CD. Niestety to właśnie Beatlesom takie wersje przydałyby się o wiele bardziej, ponieważ różnice bywają o wiele bardziej znaczące niż przy takiej For Certain Because. W wersji mono zespół prezentuje się z zupełnie innej strony niż z tej na stronie „What Goes On”: jako pewny siebie (lekko nawet arogancki) a może po prostu swojej świetności monolit. Żadnych wpadek nie słychać, głęboki bas zakrywa fałszujące falsety w You Won’t See Me, w The Word wszystko się klei, w Nowhere Man nie razi separacja wokali i nstrumentów and the only word is love. Zostaje tylko to zwolnienie w Michelle, hehehe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Autor zastrzega sobie możliwość usuwania komentarzy wulgarnych lub niemerytorycznych w trybie natychmiastowym