Das ist die Romantik der Polen: von Kalisz bis Pcim und so fort
German Radio Sessions
SKALDOWIE
2017/2019
gatunek: baroque pop, art rock, folk-rock, pop
wersje moim zdaniem lepsze niż polskie oryginały: Nimm alles wieder, Du bist gekommen, Diese zwei Zeilen, Dad ist Dein Gesischt, Abends..., Nur Muzik, Ich weiss es jetzt oraz (największe zaskoczenie): Ballade (!)
najlepsze momenty (inne niż w wersjach polskich): końcówka Stille, wyciszenie Das is Dein Gesischt, przewrót refrenu Nimm alles wieder z wysoką harmonią śpiewaną przez Andrzeja Zielińskiego, przyspieszenie pod koniec Kennst du das nicht
vol. 1 (1970-1971)
Cisza krzyczy (Stille) * Zapomniany młyn (Die vergessene Muhle) * Na wszystkich dworcach świata (so viele Zuge kommen) * Od wschodu do zachodu słońca (Guten Tag, heller neuer Tag) * Czasem kochać chcesz (Kennst du das nicht) * Narodził się człowiek (Du bist gekommen) * Prawo Izaaka Newtona (Isaak Newton) * Noc w Krakowie (Funkelnde Nacht) * Der Blick vom Turm * Łagodne światło twoich oczu (Ein sanften Leuchten deiner Augen) * Zabierz sobie wszystko (nimm alles wieder) * Tylko muzyka (Nur Musik) * Zajęczym tropem (Wanderung) * Jaskółka (Diese zwei Zeilen) * Zaśnij, słoneczko (Wiegenlied)
* * * *
vol. 2 (1973 - 1976)
Aż do gwiazd (Sterne werden Erden sein) * Księżyc we włosy (Mondschein im Haar) * Miłość przez wieki się nie zmienia (Was Liebe war...) * Na granicy dnia (Das ist Dein Gesischt) * Dziej się nam ballado (Ballade) * Wieczór na dworcu Kansas City (Abends auf der Bahnhof von Kansas City) * Nie słuchał mnie nikt (Ich weiss es jetzt) * Szukam cię od rana (Ich such' mein Madchen) * Słowa do matki (Trag diesen Ring) * Street 2000 (Strasse 2000) * Jak znikający punkt (Ein ferner Punkt) * W oknach otwartych (Am offeren Fenster) * Wszystko kwitnie wkoło (Fruhling)
* * * * i 1/4
Poza opisywaną tu wcześniej "niemiecką" wersją Krywania oraz (też opisanym) wyborem progresywnych nagrań zarejestrowanych w Niemczech ale śpiewanych po polsku, Kameleon Records wydał jeszcze dwie kompilacje wyłącznie niemieckojęzycznych wersji różnych utworów z najlepszego moim zdaniem okresu działalności zespołu Skaldowie. I tu dziwna sprawa: dostałem je parę lat temu do recenzji, każdą wysłuchałem dwa czy trzy razy, napisałem, co miałem napisać i o nich zapomniałem. Bez większego entuzjazmu postanowiłem dołączyć je do niniejszego cyklu na fali późnego zachwycenia Skaldami i ku mojemu najwyższemu zdumieniu okazało się, że to nie są tylko dodatki do dyskografii na prawach marginalnej ciekawostki. Nie! One są naprawdę esencjonalne i co lepsza, druga z tych płyt wcale jak dla mnie nie odstaje od pierwszej, wręcz przeciwnie, wbrew temu, co wydawca Paweł Nawara napisał we wkładce.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że dla płyty te są tylko dla zagorzałych fanów Skaldów i zapewne dla wielu z nich śpiewanie tych pięknych pieśni w języku niemieckim zakrawa na jakąś obrazę. Rozumiem takie obiekcje, sam je miałem. Jeśli jednak nie jest to przeszkoda nie do przeskoczenia, gorąco zachęcam do zapoznania się z tymi wydawnictwami. Były momenty (zwłaszcza na vol. 2), że byłem autentycznie wzruszony. Zresztą moje wewnętrzne statystyki mówią same za siebie: powyżej wypisałem aż osiem utworów, których niniejsze niemieckie wersje uważam za lepsze niż oryginalne, a być może powinienem do nich jeszcze dodać Strasse 2000 (tak, jest w tej wersji nawet ten niezwykle oryginalny opad wokalny!)
Jedna sprawa nie ulega wątpliwości: znakomita większość tych utworów po prostu o wiele lepiej b r z m i niż studyjne polskie oryginały. Dotyczy to wszystkich utworów na drugim dysku za wyjątkiem Okien otwartych (tak, używajmy już polskich tytułów), Słów do matki i Znikającego punktu, w których drażni mnie trochę realizacja głównych wokali (w trzecim z wymienionych chodzi mi tylko o zwrotki), wywalonych za bardzo do przodu w miksie i trochę dudniących. Ale nawet w tych trzech propozycjach mamy bardzo interesujące momenty inne od tych nam znanych, np. w Słowach za głównym wokalem świecą się jeszcze jakieś falsety (głównie słyszę tam Konrada), a z kolei w refrenach Punktu i tej środkowej części z echem na trąbkę w końcu wszystko mi się skleiło. A w przypadku niektórych utworów różnice w produkcji są wręcz kolosalne. Dotyczy to zwłaszcza dynamiki całości, ale też spójności akompaniamentu. Wschodnioniemieccy realizatorzy zrozumieli w lot, że Skaldom nie jest potrzebna jakaś nie-wiadomo-jaka selektywność (taka jak na Stworzeniu świata...), bo wtedy tracą polot i kopa. Jedyny całościowy zarzut, który mam do kwestii produkcyjnych, jest taki, że stricte rockowe fragmenty są tu wyraźnie ugładzone w kierunku popowym, stąd np. Dworce świata wypadają o wiele mniej wyraziście, rażą mnie też pogłosy na wokalach w Aż do gwiazd, no i wejście w refren Księżyca we włosy też nie jest aż tak porywające. Ale żadna z tych wersji nie jest dla mnie jakimś wielkim rozczarowaniem, a w drugą stronę różnice są o wiele większe. Jedynie w utworze W oknach otwartych razi mnie układ niemieckich słów, jest ich w porównaniu do wersji polskiej po prostu za dużo, tam gdzie mieliśmy pięknie zharmonizowane melizmaty, tutaj mamy osobne sylaby. W dodatku w części szybszej do głosów Skaldowych (trochę się zresztą rozmijających we frazowaniu) dołączają jeszcze głosy żeńskie i jak dla mnie zdecydowanie robi się z tego chaos... No, ale na pocieszenie mamy oczywiście kapitalną wersję polskojęzyczną, do znalezienia na składance pt. Z biegiem lat.
Tak jak pisałem wcześniej, niemieckie studia wyzwoliły w Skaldach o wiele większy luz i pewien rodzaj wesołości, wynikający zapewne z tego, że muzycy zdawali sobie sprawę z tego, że nagrywają przecież wersje alternatywne, czyli z zasady o mniejszym kalibrze. Czasami jednak brak spinki potrafi urodzić rzeczy niespodziewane. Szybsze tempa bardzo przydają się zwłaszcza utworom Zabierz sobie wszystko oraz Na granicy dnia, które na macierzystych płytach wydawały się średniakami, a tutaj każdy z nich kipi energią. W pierwszym z nich bardzo urzekł mnie ostatni refren, w którym Andrzej Zieliński sam śpiewa wyższą partię do tej pory zarezerwowaną dla Jacka. Andrzeja jest w tych nagraniach zdecydowanie więcej niż Jacka, chyba czuł się pewniej w języku niemieckim (zwłaszcza na vol. 1, na moje laickie (choć nadal lingwistyczne) ucho na vol. 2 ich śpiew wypada o wiele bardziej naturalnie). Ale fani wokalu Jacka Zielińskiego też mają się tu w czym zasłuchać - w ...granicy dnia wypada on wręcz fenomenalnie, a do tego niewymienione w opisie żeńskie chórki udatnie mu pomagają. Także Kansas City jest wykonane szybciej i bardziej porywająco (i jeszcze z podwójnym zakończeniem!), trochę w tej niemieckiej wersji przypomina klimatem piosenkę Szanujmy wspomnienia, brawo. Szybsze tempo nie służy tylko wspomnianym Dworcom, które zupełnie straciły tu swoją kolejową "mosiężność". Ale trójgłosy nadal brzmią tu stylowo... Z kolei Czasem kochać chcesz generalnie zagrane jest bardzo podobnie do wersji ze Wschodu do zachodu, ale może zaskoczyć kontrmelodią w postaci wokalizy Andrzeja Zielińskiego w zwrotkach oraz niesamowicie energetycznym zakończeniem (co za bas!).
Co tam jeszcze... Piosenka Od wschodu do zachodu słońca trochę się dłuży pod koniec, ale w nagrodę otrzymujemy nieoczekiwaną falsetową harmonię w końcowych refrenach (Konrad Ratyński to śpiewa?) Inne piosenki z tej płyty wypadają w wersjach niemieckich w miarę podobnie do polskich, tylko w Cisza krzyczy więcej zabawy w partiach instrumentalnych (nie ma tu też wokaliz a-a-a-a, które w wersji oryginalnej zakrywały partie trąbek w łączniku i to dobrze). Bardzo pociesznie wypada Zajęczym tropem, gdzie tłumacz tekstu nie zrezygnował z nazw polskich miejscowości. Zamiana gitary akustycznej na elektryka przenosi piosenkę stylistycznie z folku w stronę rocka, choć tamburyn tę zmianę tonuje. Niezbyt lubię oryginalne wersje pieśni Narodził się człowiek oraz Jaskółka, tutaj jednak obie bardzo mi się podobają, wokale się aż tak bardzo nie wysuwają na przód i oba utwory szczęśliwie tracą na patosie, a zyskują na barwach. Zwłaszcza dotyczy to Jaskółki, której wydłużone zakończenie nieoczekiwanie ozdabia dźwięk dzwonów. O, Zaśnij słoneczko też zaśpiewane jest dużo szybciej niż obie wersje polskie i tym razem burzy to intymny nastrój kołysanki, ale piosenka nadal jest tak ładna, że słucha się jej ze wzruszeniem, zwłaszcza, że tym razem Andrzej Zieliński nie ma problemu z najniższymi dźwiękami. A Szukam cię od rana wypada równie ujmująco jak na Wspomnieniach, a na dodatek jest to pełna wersja z dwoma refrenami i dwoma zwrotkami, tak jak u nas w wersji radiowej.
Jest na tych dwóch płytach parę ciekawostek: bardzo ładna wersja mniej znanej piosenki Noc w Krakowie, Tylko muzyka tym razem zaśpiewana przez Jacka i też jakoś pełniejsza pod względem dynamiki oraz zupełna niespodzianka, piosenka Der Blick vom Turm nie pochodząca w ogóle z repertuaru Skaldów. I jeszcze jedno, Miłość przez wieki się nie zmienia jest jedyną z 28 pozycji na obu płytach, której podkład wykorzystano też w wersji polskojęzycznej, tej która na Kameleonowym wydaniu albumu Stworzenia świata część druga została opisana jako (wersja alternatywna). Oczywiście wszystkie podtrzymuję wszystkie komplementy, którymi obsypałem ją w poprzednim wejściu.
Z tego rodzaju zbiorami wersji alternatywnych (żeby nie powiedzieć: "dziwacznych") jest pewnie tak jak z różnymi niekanonicznymi koncertówkami - te utwory, które uwielbiamy w wersjach studyjnych zwykle trudno przebić (zgodnie z "prawem pierwszego przesłuchania/upodobania") a łatwiej przekonać się do innych wersji piosenek mniej dla nas ważnych. Ale jeśli chodzi o wg. mnie najlepsze dwa opracowania na tych dwóch płytkach z Niemieckimi sesjami radiowymi, to pochodzą one z dwóch porządków. Otóż za podniosłą pieśnią Nie słuchał mnie nikt (też poznałem ją na składance Z Biegiem lat) zbytnio nie przepadam, trochę przeszkadza mi czasem obecny w repertuarze Skaldów trudny do zniesienia patos. Natomiast w wersji niniejszej utwór ma zupełnie inny nastrój. Główny wokalista, Jacek, śpiewa wprawdzie nadal podniośle, ale tonuje go nieobecny w wersji polskiej Hammond ale i - przede wszystkim - rozłożyste, Beatlesowskie harmonie wokalne w tle, jakież to sycące, świetne! Mimo tych obfitości w podkładzie, aranżacja nie jest pozbawiona światła i utwór nie upada pod swoim własnym ciężarem. Jeszcze większym przebojem stała się jednak dla mnie niemieckojęzyczna wersja piosenki Dziej się nam ballado, co jest osiągnięciem o tyle znaczącym, że przecież w wersji radiowej utwór ten już od dawna zdecydowanie należał do moich ulubionych. Tu jednak dorzeczna realizacja wyniosła go jeszcze wyżej. To już nie jest tajemnicza ballada z odcieniem "gotyckim", tylko raczej pełnoprawna pieśń art-rockowa, której ton nadaje już nie fortepian, ale Hammond, który z zwrotkach grany jest barwą klasyczną, a w refrenach (bracia Zielińscy wykonują je zgodnie unisono jak za najlepszych czasów) rozlewa się efektem Leslie. Podnosząca na duchu koda także nie rozczarowuje, a już trzypiętrowe Ballaa... (Andrzej) - Ballaa... (Jacek) - Ballaaade! (Konrad) wzrusza mnie do szpiku starokawalerskich kości.
Nie lekceważmy tych płyt!
Jak zawsze na koniec stosowne linki:
vol. 1
vol.2






